Avignon
Ulicą Rue Thiers biegłem do szkoły z tornistrem
wypełnionym słodyczami zamiast podręczników.
Po drodze zaglądałem do mieszkań na parterze.
Wypatrywałem tajemnic unikając zdemaskowania.
Pielęgnowałem to dzieciństwo nieświadomie.
Przypadkowo nie dopuszczając do naturalnej
ale nieuniknionej osobistej kompromitacji
swojej pozornie nieskażonej przestrzeni.
Przymykałem oko na swój cień, pozwalając mu
zgubić się w trakcie traumatycznej dla nas gry
w chowanego, podczas której systematycznie
traciłem z oczu kolejnych oszukanych przyjaciół.
Gdy byłem małym chłopcem, aleją wolności
Boulevard de la Liberté włóczyłem się pomiędzy
domem, cukiernią i żelaznym pomnikiem ku czci
radzieckiego czynu, z którego w oczekiwaniu
na autobus urządzaliśmy niebezpieczną ślizgawkę.
To tutaj, aleją Świętego Jana, Avenue de Saint
Jean uciekałem z domu goniąc przeznaczenie
i na ulicy obok rozmieniałem je na drobne.
W Avignon się urodziłem, chodziłem do szkoły
imienia Karola Miarki, po lekcjach biegałem na most,
i dalej na rzymski akwedukt. Wieczorem w Culture
club zapijałem się po śląsku paląc bluesa, po to
aby przed północą przeczołgać się przez to miasto
raz jeszcze, obok pachnącego jutrzejszą kiełbasą
sklepu społem m'endormir tranquillement prè de nos têtes.